Miliony z publicznej kieszeni. Dumna wizytówka Włocławka, której celem – według folderów i zachwytów z konferencji prasowych 2014 roku – miało być jedno: służyć wszystkim! Spacerowiczom. wioślarzom, dzieciom, seniorom, turystom, miłośnikom zachodów słońca i zakochanym. W skrócie: ludziom.

Szybko jednak okazało się, że piękna, wolna wizja wieczornego relaksu nad Wisłą została zredukowana do modelu zgodnego z wytycznymi bezdusznego Regulaminu: czynne od godziny 7:00 do 22:00. Poza tym zakresem czasowym społeczna obecność na pomoście może zostać uznana za działanie nieregulaminowe, a nawet destabilizujące rytm przestrzeni gastronomiczno-widokowej. 

W mieście folderów i wizualizacji wolność widoków kończy się o 21:59, a próba kontemplacji rzeki po godzinach może zostać potraktowana jako naruszenie paragrafu 1 ust. 3 załącznika nr 7 do zarządzenia w sprawie zachowania pozorów otwartości.

Interwencja Pana Radnego. Reprezentanta ludu. Przynajmniej w teorii.

Na scenę wkracza radny Jakub Girczyc. Z interpelacją w ręku i szlachetnym celem: dłuższe godziny dla gastronomii. Bo to właśnie przedsiębiorcy, jak pisze, „ożywiają przestrzeń i przyciągają mieszkańców”. Pełna zgoda! Ich rola jest nieoceniona. Ale w tej układance brakuje jednego elementu: zwykłych ludzi, mieszkańców miasta. I tak oto Pan Radny, być może w dobrej wierze, wszedł na scenę jako rzecznik tylko jednej ze stron, zapominając, że w tej sztuce jest jeszcze publiczność.

Finałowy akord urzędowej farsy – stanowisko Prezydenta

Z pełnym majestatem urzędu, stylem chłodnym jak marmur Kukucki Krzysztof wydaje pisemną odpowiedź. Z pisma emanuje duch spokoju, dystansu i klasycznego samorządowego zaklęcia: „zostanie to przedyskutowane”. Nie z włocławianami, rzecz jasna. Ci nie spełniają wymogów proceduralnych. Przy stole zasiądą: przedstawiciel OSiR-u, przedsiębiorcy oraz Pan Radny. To tzw. trójkąt decyzyjny pierwszego stopnia, uprawniony do korekty regulaminu bez udziału stron nieposiadających ani NIP-u, ani identyfikatora dostępu do pokoju nr 304. Ostateczna decyzja – jak podano – zostanie podjęta „w drodze osiągnięcia konsensusu”. Czyli decyzja już pewnie zapadła, ale musimy jeszcze chwilę poudawać, że nie.

Postscriptum...

Żebyśmy się dobrze zrozumieli – gastronomia to ważny element miejskiej przestrzeni. Daje pracę, przyciąga ludzi, tworzy klimat. Niech działa i niech zarabia! Ale jeśli przestrzeń publiczna – budowana ze środków wszystkich mieszkańców – zaczyna funkcjonować według logiki wyłączności i dostępności tylko w godzinach obsługi klienta, to chyba coś jest nie tak. W takim porządku to już nie jest miejsce „dla wszystkich”. To staje się przestrzeń warunkowa. Zależna od interesów, regulaminów, a nie od realnych potrzeb społeczności. A Włocławek – miasto nad rzeką – po raz kolejny pokazuje, że wśród procedur, uchwał i deklaracji najłatwiej utopić jest to, co najprostsze i najcenniejsze: zdrowy rozsądek i zwyczajne ludzkie poczucie wolności.