Radna Ewelina Brodzińska wpadła na pomysł z gatunku tych, które przechodzą do historii. Pomysł nosi wdzięczną nazwę „Wyprawka Małego Włocławka”. Chodzi o pakiet powitalny dla świeżo upieczonych rodziców. Coś jak ciepły uścisk od prezydenta, Krzysztofa Kukuckiego, jak czułe przytulenie od przewodniczącej Rady, Ewy Szczepańskiej. Słowem: pluszowy gest „witamy na świecie!”.
No i wszystko byłoby pięknie i super, gdyby nie ten drobny szczegół. Otóż motywem przewodnim wyprawki miałby być, uwaga... smok Zagajewskiego. Tak, TEN smok. Ten gliniany, monumentalny, z oczami jak po nieprzespanych nocach i z ryjem, który wywołuje u dorosłych egzystencjalny lęk. Długo się zastanawiałem, czy to pomysł na wyprawkę czy może pierwsze stadium testowania dzieci pod kątem odporności psychicznej. Cóż za przebłysk geniuszu i wyczucia! Zamysł godny najlepszych memów!
Czy można tulić się do cierpienia? O twórczości artysty, który widział świat w glinie i bólu
Zanim ktoś zacznie rzeźbić maskotki na podstawie jego smoków, warto zadać sobie pytanie: czy rozumiemy, co właściwie tworzył Stanisław Zagajewski? Człowiek, który całe życie spędził na marginesie społecznym, odrzucony, samotny, naznaczony traumą. Tworzył nie dla poklasku, nie dla estetycznej przyjemności widza, ale z potrzeby wypowiedzenia bólu, którego nie umiał zagłuszyć słowem. W jego pracach nie ma kokieterii. Jest krzyk, rozpacz i cisza po katastrofie... Zagajewski nie oferował widzowi wytchnienia lecz raczej konfrontację. Z sobą, z Bogiem, z końcem.
Jego rzeźby są prymitywne, ekspresjonistyczne, surowe. Często przywołują wizje męki, apokalipsy, cierpienia. Noszą w sobie bardzo osobistą, egzystencjalną traumę. To nie są bajkowe figurki, ale dzieła outsidera, które potrafią bardziej niepokoić niż bawić.
Dlatego jeśli dziś ktoś, z lekką ręką proponuje, by rzeźbę Zagajewskiego ubrać w plusz, a jego mroczne dzieło przerobić na „sympatycznego bohatera” miejskiej wyprawki to dzieje się coś niepokojącego. Zamiast przywracać pamięć o artyście z szacunkiem i zrozumieniem jego wewnętrznego świata, próbujemy wtłoczyć jego twórczość w różowy celofan, opakować ból w pudełko z kokardką i wręczyć go niemowlęciu jako prezent od samorządu. To nie jest hołd, to estetyczne nieporozumienie. Zagajewski nie tworzył „maskotek”, szanowna Pani Radna! Jego dzieła mają wagę emocjonalną i duchową, której nie da się przykryć nadrukiem z fajansu. To tak, jakby ktoś wpadł na pomysł, żeby ilustracje Beksińskiego umieścić w książeczce dla przedszkolaków. Nawet jeśli to nasza duma narodowa, to jednak nie ta estetyka, nie ta emocja, nie ta publiczność.
Z gliny, moczu i łez, nie z cukrowej waty
Artystyczny świat Zagajewskiego to dzieło prawdziwe, mocne, poruszające. Dlatego zanim zechcemy z tego świata wyprowadzić bohatera dziecięcych snów, to warto pamiętać, że Zagajewski nie tworzył pięknych snów. On te sny deformował, rozrywał. I właśnie dlatego nie powinien trafić do kołyski, lecz pozostać w galerii... Tam, gdzie nawet demon ma prawo być sobą.